Przejdź do treści

SŁYNNI-ZAPOMNIANI LWÓWCZANIE: Franciszek Mymer

Panorama Lwówka Śląskiego w XVI stuleciu

Niewiele mniejszych miast w XVI stuleciu mogło poszczycić się posiadaniem szkoły na bardzo wysokim poziomie edukacyjnym. Lwówek Śląski takową posiadał, dzięki czemu szlachetnie urodzeni oraz zamożni mieszczanie mogli śmiało wysyłać swoje dzieci na kontynuowanie nauki do najlepszych ośrodków uniwersyteckich w Europie. Jednym z nich był Franciszek Mymer, który po zakończeniu edukacji trafił edukował Polaków, jak poprawnie posługiwać się językiem narodowym, a ponadto jak zachowywać się w towarzystwie oraz przy stole podczas jedzenia i picia trunków wszelakich!

Krótko po roku 1500, w lwóweckiej rodzinie mieszczańskiej przyszedł na świat malutki Franciszek. Niewiele możemy powiedzieć o latach dzieciństwa, czy profesji jego ojca, Krzysztofa. Z tajemniczej biografii Lwówczanina, pod rokiem 1511 wyłania się kolejna krótka wzmianka, iż w rodzinie Mymerów pojawił się kolejny syn, Jan. Wiadomo również i to, iż 20 maja 1519 roku Franciszek został wpisany na listę studentów Uniwersytetu Krakowskiego. Wybór polskiej uczelni nie był przypadkowy, albowiem język ten Mymer znał doskonale, podobnie jak łaciński, niemiecki oraz w nieco mniejszym stopniu czeski, grecki, a nawet serbołużycki! Prawda, że robi wrażenie?

Latem 1521 roku - będąc jeszcze studentem – zaczyna tłumaczyć i opracowywać dla równieśników zarys składni łacińskiej autorstwa Fipipa Melanchtona, zaś po paru latach opracowuje nowatorskie dzieło Petrusa Mosellanusa o naturalnym rozwoju i wychowaniu dziecka. Mymer podjął się również wydania cyklu komedii Plauta, a nawet zbioru reguł savoir-vivre oraz porad zdrowotnych dla Polaków, pt. Dobrego zdrowia rządzenie, przez wszystkie miesiące roczne, jako się każdy człowiek w jadle i w piciu i w puszczaniu krwi ma rządzić”. Warto nadmienić, że te ostatnie dzieło wydawane była w różnych wersjach aż do początku XX stulecia! 

Wracając do pracy i nauki Franciszka w Krakowie - po kilku latach otrzymuje tytuł bakałarza nauk wyzwolonych, który staje się podstawą do pracy na uczelni oraz uzyskania kolejnych stopni: magistra i docenta. Warto nadmienić, że w owych czasach tylko nieliczni cieszyli się tak prestiżowymi tytułami, a do tego posługiwali się aż sześcioma językami. Dla podkreślenia znaczenia zdobytego stopnia naukowego – wiedzieć należy, że w średniowieczu i w renesansie, na ziemiach polskich funkcjonowała tylko jedna uczelnia wyższa! Dlatego w owym czasie Ślązacy jeśli nie kierowali się do Krakowa, zwykle wybierali Pragę lub Drezno. Dopiero na początku XVII w. został powołany do istnienia Uniwersytet Wrocławski!

Co warte uwagi, Mymer przez wiele lat przypominał o swoim pochodzeniu z Lwówka Śląskiego, dodając na końcu korespondencji, czy wybranych dzieł - łaciński dopisek: Leomontanus Silesius, albo Mymerus Lewenbergus. Nie przypisywał sobie narodowości – czując ścisły związek z regionem, ale przede wszystkim z rodzinnym miastem, zapisywanym wówczas w podobnych formach: Leopolis, Leomons, Leoberg, Lemberg, Lewenberg...

Jeszcze przed otrzymaniem tytułu naukowego, Franciszek Mymer stał się w kraju nad Wisłą cenionym leksykografem – a zwłaszca po opublikowaniu swego dzieła: Dictionarium trium linguarum, latinae, teutonicae et polonicae... czyli trójjęzycznego dykcjonarza. Łacińsko-niemiecko-polski słownik (leksykon) wydrukował w Krakowie w 1528 roku w oficynie Macieja Szarfenberga, pochodzącego z… Ziemi Lwóweckiej! To nie przypadek, albowiem ziomkowie w sercu Małopolski utrzymywali ze sobą bliskie relacje i wpierali się z dala od swej "małej ojczyzny". Dowodem na to jest chociażby fakt, że wspomniane powyżej dzieło, gruntownie przerobione, opublikowano kilknanaście lat później w Krakowie u Hieronima Wietora, drukarza urodzonego w Lubomierzu. Niewątpliwie trójjęzyczny charakter dzieła dowodzi także rosnącego znaczenia języka narodowego i konieczności dotarcia do jak największej liczby odbiorców, nie tylko w kręgach naukowych polskiej stolicy.

W 1531 roku Franciszek Mymer był wykładowcą na Akademii Jagiellońskiej. Skupiał się przede wszystkim na elegiach autorstwa rzymskiego poety Owidiusza. Na dalsze losy naszego krajana wpływ miała tragedia rodzinna. Otóż w tym samym roku jego młodszy brat, podczas podróży do stolicy, został okradziony i pozbawiony życia w lasach między Warszawą a Piasecznem. Załamany Franciszek zrezygnował z publicznych wykładów; wolał w samotności skupić się na pracy literackiej. W bólu i smutku napisał a potem wydał elegię żałobną poświęconą tragicznej śmierci ukochanego brata (In miserriam Joannis Mymeri germani fratris unici, in sylvis a praedonibus caedem, naenia funebris, Kraków, 1532, nakładem oficyny Macieja Scharffenberga). Zajął się również wydawaniem pomocy szkolnych, dwujęzycznych opracowań utworów antycznych poetów-filozofów oraz ówczesnych humanistów.

Przyjmuje się, że co najmniej do roku 1540 mieszkał w Krakowie i tam wydawał swoje pisma, choć nie brakuje głosów, że znacznie szybciej zrezygnował z docentury i opuścił Kraków. Wyjechał do Kościana w Wielkopolsce, obejmując stanowisko pisarza miejskiego. Po pewnym czasie przenosi się do Torunia, gdzie ponoć zabiegał o stanowisko nauczyciela. Wiadomo jedynie tyle, że w międzyczasie przechodzi na luteranizm i zawiera  związek małżeński. Owocem tej miłości jest syn, z imienia po ojcu, Franciszek. O seniorze słyszymy jeszcze w połowie lat 40. XVI stulecia, jako pastorze z Dohna koło Drezna. Nie da się ukryć, że w pełnieniu obowiązków duszpasterskich pomocną była mu znajomość języka serbołużyckiego. Ostatnie zapiski pochodzą z 1564 roku. Data śmierci „Mymerusa Lewenbergusa” nie jest znana.

Pewne jest, że kilka jego prac – zwłaszcza  trójjęzyczny słownik - doczekowało się licznych wznowień. Tysiące Polaków, sięgało po jego dzieła przez kolejne dekady, a nawet stulecia, dzięki czemu miał spory wpływ na rozwój piśmiennictwa polskiego, upowszechnianie języka narodowego oraz kultury osobistej w kraju nad Wisłą. A skoro doczekał się przypomnienia - kto wie, może w przyszłości pojawi się swer jego imienia, ulica lub placówka kulturalna obierze naszego śląsko-polskiego humanistę za swego patrona…

Nap. Szymon Wrzesiński©