Przejdź do treści

ZLOTY KOMBATANTÓW W LATACH 80. (Z cyklu: Zapomniane historie Lwówka Śląskiego)

VI Zlot Kombatantów w Lwówku Śląskim, fot. 1

Sztandary, fanfary, ordery, pełna gala, goście na trybunie. Ci, którzy weszli na Iwóweckie Wzgórze Kombatantów, aby tylko popatrzeć, przede wszystkim młodzi z dziećmi, rozbiegli się po placu szukając lodów, oranżad i ciastek. Chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, w czym uczestniczą, gdyż usiedli z dala od areny wydarzeń, gdzie nawet głos wzmocniony megafonem do nich nie dochodził.

Kombatanci, w garniturach i wojskowych mundurach; jedni o dziarskiej postawie, inni przygarbieni do ziemi, wystąpili do odznaczeń, a gdy już medale pobrzękiwały na piersiach, zaczęli się wypatrywać nawzajem szukając frontowych kompanów: - Coraz trudniej się szuka, coraz nas mniej - rzekł ze smutkiem jeden z nich i za chwilę zmieszał się z tłumem: - Taki zlot to tylko starsi rozumieją – martwią się dwaj obrońcy z września1939. Witold Jakubowski i Michał Bernat. – Młodzi nie przywiązują do tego wagi, dla nich to tylko pokazówka. Obaj lwówczanie na emeryturach (...) często wspominają wojnę. Michał Bernat odpowiada: - Wspominamy i rozmawiamy przy każdej okazji. 

- Nie lepiej pamiętać rzeczy przyjemniejsze? - zapytałem. - To tak samo z człowieka wychodzi, więc lepiej się z innym podzielić... 

- Czym dla Panów jest lwówecki zlot? - zagajam siedzących. - Trzeba światu pokazać, że my tu wciąż jesteśmy. A poza tym można z kolegami się spotkać – twierdzą zgodnie. (…) - Młodzi - powiada Michał Bernat - się dzisiaj mądrzą, bo mają spokój, a co ma powiedzieć człowiek, który nad Nysą miał dzień w dzień 70 pogrzebów? Ale nie wypominają młodym, niech mają... Z kolei Witold Różański ze Zgorzelca pomstuje: - Czegom to ja się w życiu doczekał -że gdzie się nie obrócę w sklepie, wszędzie tylko „mam mieszkanie”! My po pięciu latach kupiliśmy pierwszą kołdrę, a im wszystko pod nos. I tylko im. Radia stary człowiek nie kupi, pralki, ani żelazka. Aż przykro na to patrzeć! Inni, którzy to słyszeli, tylko kiwali głowami potakująco.

O trzynastej ciężarówka lwóweckiego browaru wyjechała z ukrycia i otworzono klapę. Ludzie ustawili się przed burtą po piw. Na stoły biesiadne wniesiono pierwsze porcje żołnierskiej grochówki z wkładką. Tu i ówdzie pojawiła się wódka; toasty za pomyślność i „obyśmy doczekali następnego zlotu" wznoszono oficjalnie lub ukradkiem zależy komu jak pasowało. Andrzej Słoniowski, rolnik-emeryt z Dębowego Gaju, westchnął widząc te podnoszone kieliszki: - Kiedyś to się popijało na kombatanckich Zlotach, a dziś zadowolony jestem, że mnie serce od jakiegoś czasu nie boli.

Antoni Jagiełło, który do emerytury też gospodarzył w Dębowym Gaju, a na starość osiadł w Lwówku, zajrzał na chwilę w przeszłość: - Tyle sobie człowiek po życiu obiecywał, jak już mundur zdjął... Gdybym wiedział, że z tej ciężkiej pracy na roli tylko się chorób dorobię, nie brałbym się za to nigdy!

- Jakie było wasze powojenne życie? - pytam ich między kęsem chleba a łyżką grochówki. - Żyło się różnie, w partyzantce było gorzej - odpowiada pan Słoniowski. Bez chwili wahania obaj twierdzą, że największe w życiu szczęście spotkało ich wówczas, kiedy się wojna skończyła. A teraz trzeba ją wspomnieć, skoro innych tak dużych szczęść już nie zdążył los: - Nas łączy to, że los tak chciał abyśmy żyli - mówi jeden z kombatantów grupy zgorzeleckiej i dodaje: - Ja to mówię za wszystkich.

Rolnik z Trójcy Bronisław Chodyga rozsypał na stole kilkanaście kurzych skrzydełek na zakąskę (kury własnego chowu). To jedyny spotkany przeze mnie czynny zawodowo gospodarz, ale i ten czuje, pora kończyć, choć pracę swą lubi - nie daje rady. Również uważa, iż renciści-rolnicy zostali pokrzywdzeni w życiu, choć nie rozwija tego wywodu, gdyż w słowo wchodzi mu Wincenty Buko, wspominając swe krzywdy sprzed trzydziestu lat, gdy uznano go za kułaka. - Każda starość - mówi Stanisław Kożuszyn z Jeleniej Góry (rencista, wędkarz i myśliwy – jak sam siebie określa) – jest smutna, chyba że ktoś w życiu zasłużył na szacunek otoczenia i na miłość własnych dzieci. Starzy ludzie mają prawo się skarżyć, ale uważam, że przed starością trzeba się bronić, należy coś robić, by się nie dać.

Czy można bronić się przed starością wspominając wojnę? - pytam podpułkownika w stanie spoczynku: - Każdy rozsądny człowiek ma obowiązek pamiętać wszystko. Gdybyśmy chcieli żeby się nam wojna w pamięci zatarła to by nas tu nie było – odpowiada. Michał Bernat, mówiąc o sobie, iż jest autentycznym osadnikiem lwóweckim, gdyż zaczynał jako sołtys w Niwnicach, wyraził o przeszłości taką oto opinię: - Gdy nas tu osiedlano zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego właśnie tu? Tu, gdzie jeszcze długo po wojnie ludzie ginęli na minach? Dlaczego nie wysłano nas w Poznańskie na przykład? A teraz już wiem - myśmy tu pełnili straż.

Zlot dobiega końca, podjeżdżają autokary... Przy drodze tuż przed Łupkami, między Lwówkiem a Wleniem, na trawie rozsiedli się osadnicy kamiennogórscy, wszyscy, oprócz jednego w żołnierskich mundurach. Wracali do Lubawki: - Zlot - powiadają - to nasze święto, to propaganda i przestroga zarazem. Spotkałem we Lwówku - dodaje Michał Król - koleżankę z wojska, po raz pierwszy od wojny. Przyjechała aż z Katowic, była w batalionie Plateranek. 

Dużą wagę przywiązują do swych mundurów, sprawionych im przez zakład pracy, bo "jak człowiek go wciągnie na siebie, inaczej się czuje". Żaden z nich, a siedzi ich chyba z dziesięciu, nie narzeka. Za to wyrażają wspólne życzenie: żeby młodzież poszła w ich ślady z uwzględnieniem dyscypliny, wychowania, kultury i pracy...

Nap. Adam Karolczuk (Nowiny Jeleniogórskie, 1983 r.)

Na zdjęciach VI Zlot Kombatantów w Lwówku Śląskim w 1980 r., fot. Bolesław Kowalski, zbiory Dariusz Kowalski (źródło: Internet, polska.org.pl)

Dziś na wielkiej polanie na Bucholcu (Wzgórzu Kombatantów), położonej nieopodal Szwajcarii Lwóweckiejznajduje się miejsce wypoczynkowe z kilkoma altankami i miejscem na ognisko.

img_20210424_120807.jpg