Przejdź do treści

O pozytywach życia w małym mieście mówi Tadeusz Dzieżyc dyrektor Lwóweckiego Ośrodka Kultury

Czym jest „małomiasteczkowość”? Synonimem nudnej i szarej egzystencji, czy miejscem, w którym da się żyć spokojnie, a nawet twórczo? Piosenka Dawida Podsiadły sprowokowała redaktora gazety „Echa Izerskie”, Cezarego Wiklika, do refleksji o małomiasteczkowości, bo na Pogórzu Izerskim małych miast, bądź miejscowości, jest sporo...

   - Małomiasteczkowość moim zdaniem jest bardziej określeniem stanu ducha i osobowości człowieka, niż jego miejsca zamieszkania – mówi Tadeusz Dzieżycszef Lwóweckiego Ośrodka Kultury. – Nie ma znaczenia, czy ktoś mieszka we Lwówku Śląskim, czy Lubomierzu, bo dostęp do kultury i placówek kultury zależy od woli każdego z nas, a nie od odległości od teatru, czy opery. W niewiele ponad pół godziny dojadę do dobrej Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze. W niewiele ponad półtorej godziny – do Opery Wrocławskiej. Jeśli tylko chcę. Mam znajomych we Wrocławiu, odwiedzamy się nierzadko i mogę powiedzieć, że w tamtejszej Operze w ciągu ostatnich trzech lat la bywałem częściej, niż oni, mieszkańcy metropolii. Inna sprawa, że pojęcie „dystansu” jest dziś mocno nieokreślone. Ludzie mieszkający we Wrocławiu i pracujący we Wrocławiu mają z domu do swojego miejsca pracy godzinę drogi samochodem, w jedną stronę, a jak się zdarzą korki, to i półtorej. Ja do pracy na piechotę idę 8-10 minut, samochodem jadę sześć, ale bywa i 10 minut, jak się zdarzy zator. To też jest obraz owej małomiasteczkowości. A praca? Jeśli – a taka jest prawda – rozwija się trend pracy w domu przy komputerze, jeśli twórcy mogą sprzedawać swoje dzieła przez Internet, to jeśli ktoś jest dobry, to znajdzie dla siebie rynek w Chinach, choćby mieszkał w Mirsku.
   Mamy zresztą swoje własne, lwóweckie przykłady na twierdzenie, że małomiasteczkowość jest pojęciem oderwanym od miejsca zamieszkania. Kiedy jedziemy z naszym „produktem naczelnym” to znaczy z Lwóweckim Latem Agatowym i organizujemy wystawy kamieni ozdobnych w wielkim Szczecinie, Wrocławiu, czy tp., to w tamtych miejscach my jesteśmy potentatem „w sprawie”, jesteśmy dla naszych gospodarzy autorytetem, mającym w dorobku ponad 20 lat doświadczeń i wystawców z Chin i Azji. To prawda, że wystawy kamieni we Wrocławiu odbywają się w przesławnej Hali Stulecia, a u nas – w Rynku i w Sali Mieszczańskiej Ratusza, ale to my mamy w gronie wystawców Chińczyków, czy Azjatów, a nie oni.

Pozostała częśc artykułu Cezarego Wiklika na stronie Zawidow.eu

Na zdjęciu Tadeusz Dzieżyc, źródło - nj24.pl